O konkrecie i abstrakcji
Jest to oczywiście absurdalne, żeby Bóg przychodził do nas w ciele człowieka. Żeby cierpiał i umierał jak człowiek. Żeby człowiek mógł być jednocześnie Bogiem.
Ale myślę sobie - a jak inaczej? Skoro tylko w kontakcie z drugim człowiekiem stajemy się naprawdę ludźmi. Idee wypaczają nas, czynią okrutnymi, nieczułymi. Łatwo jest gardzić, tłamsić, walczyć i zabijać w imię idei, z ideą na ustach i w głowie.
Bóg musiał przyjść jako człowiek, bo tylko tak może być naprawdę dla nas widzialny, tylko tak przestaje być dla nas okrutną abstrakcją, a staje się realną miłością. Bóg mieszka prawdziwie w drugim człowieku - przez niego się objawia i w nim się z nami komunikuje najpełniej. W zupełnie konkretnej relacji.
O ile byłoby prościej, gdybyśmy po prostu rozmawiali, patrząc sobie w oczy i słuchając się nawzajem, zamiast ciskali w siebie nawzajem swoje wzniosłe ideały. W oczach drugiego człowieka można zobaczyć Boga.
Ale myślę sobie - a jak inaczej? Skoro tylko w kontakcie z drugim człowiekiem stajemy się naprawdę ludźmi. Idee wypaczają nas, czynią okrutnymi, nieczułymi. Łatwo jest gardzić, tłamsić, walczyć i zabijać w imię idei, z ideą na ustach i w głowie.
Bóg musiał przyjść jako człowiek, bo tylko tak może być naprawdę dla nas widzialny, tylko tak przestaje być dla nas okrutną abstrakcją, a staje się realną miłością. Bóg mieszka prawdziwie w drugim człowieku - przez niego się objawia i w nim się z nami komunikuje najpełniej. W zupełnie konkretnej relacji.
O ile byłoby prościej, gdybyśmy po prostu rozmawiali, patrząc sobie w oczy i słuchając się nawzajem, zamiast ciskali w siebie nawzajem swoje wzniosłe ideały. W oczach drugiego człowieka można zobaczyć Boga.
nawet nie wiesz jak bardzo nie umiem ugryźć tematu. chyba dlatego, że szczerze nie wierzę. Brak mi jakiegoś zwoju w mózgu odpowiedzialnego za wiarę. Chyba.
OdpowiedzUsuńMówią raczej, że to brak zwoju w mózgu odpowiada za wiarę ;)
OdpowiedzUsuńA szczerze - masz rację, że nie wiem. Ale nie przeszkadza mi ani moja niewiedza, ani Twoja niewiara. Ty jesteś człowiekiem, ja jestem człowiekiem. To mi wystarcza :)
Ty wierzysz, ja nie. I nam to nie przeszkadza. No patrz jak fajnie :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, poniekąd o tym jest ten post. Że to się może zdarzyć tak naprawdę przede wszystkim w relacji z drugim człowiekiem. Jakby było tak, że mnie nie interesujesz Ty, tylko "wiara", a Ciebie interesuje "niewiara" - to byśmy się pewnie ideologicznie okładały łopatkami po głowach. Jak są ludzie, zamiast idei, to wtedy może zaistnieć to "fajnie" :) (bo dla mnie "fajne" jest zawsze z Boga :))
OdpowiedzUsuńto takie tischnerowskie ;)) (bardzo lubię Tischnera ;D)
OdpowiedzUsuńTeraz mi wstyd, bo ja nic nigdy nie czytałam Tischnera. Zmobilizowałaś mnie właśnie do nadrobienia tego braku!
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale mnie się Twój post skojarzył z tym wierszem Rilkego (moim ulubionym):
OdpowiedzUsuńRaz tylko mówi do człowieka Bóg:
zanim go stworzy. Potem w ciszy
w noc go prowadzi. Nim sie począć mógł,
człowiek te jednak chmurne słowa słyszy:
Idź do wyjścia, zmysłom uległy,
po kres, gdzie twoje pragnienia biegły;
rąbek szaty mi daj.
Poza rzeczami ogniem wzbieraj
i cienie rzeczy rozpościeraj,
wieczne moje odkrycie.
Piękno, okropność: co chce, niech się stanie.
Idź: nie jest końcem żadne doznanie.
Pamiętaj, trzymaj się mnie.
Stąd niedaleko, gdzie prowadzę,
jest kraj.
Nazywa sie: życie.
Poznasz je
po jego powadze.
Ręke mi daj
@Mariposanegra: Nie znałam tego wiersza. Dzięki wielkie!
OdpowiedzUsuńchce powiedziec - wiec mowie - ze rzadko tak bardzo sie zgadzam... :)
OdpowiedzUsuń@Moriana: :)
OdpowiedzUsuń