O pierniczkach, które zbliżają ludzi


W moim domu „panieńskim” miałyśmy z mamą i siostrą tradycję wspólnego pieczenia i zdobienia pierniczków na Święta. I tę tradycję zachowałyśmy do dziś. Co roku zbieramy się u mnie i wspólnie pieczemy świąteczne pierniki. Bardzo to lubię, bo to taki wspólny, babski czas - z tym że teraz jest nas już pięć babek do pieczenia pierników, gdyż Dziobalinda i Giganna uczestniczą aktywnie i chętnie.
Nie wyobrażam sobie pieczenia pierników samodzielnie. Nie tylko dlatego, że to rodzinna tradycja, i nie tylko dlatego, że lubię ten czas spędzany przy wspólnej pracy (how lutheran of me!). Także z tej praktycznej przyczyny, że przepis, z którego pieczemy, jest dość podstępny - jak się zacznie zagniatać ciasto, to się z niego nie da potem samemu wydostać. Potrzebna jest koniecznie druga osoba do wyciągania z ciasta. Najlepiej uzbrojona w niezbyt ostry kuchenny nożyk.

Ale za to pierniki wychodzą pyszne i piękne, o takie:

bohater drugiego planu - ręka Giganny

a tu z kolei występuje Dziobalinda


A potem każda z nas bierze swoją część pierników i zdobi już samodzielnie, według uznania. Ja oczywiście mam najłatwiej, bo zdobimy wspólnie z Dziewczętami, a w zdobieniu są one wprost niezastąpione! Giganna co prawda zjadła połowę dekoracji w trakcie zdobienia, ale nie zaszkodziło to efektowi końcowemu (czy zaszkodzi Gigannie, to się pewnie wkrótce okaże). Efekt końcowy wyglądał zaś tak:





Oszczędzę Wam oglądania zdjęć wszystkich sześciu talerzy z pierniczkami ;)


Przy okazji tych pierników, co to się je piecze zbiorowo i viribus unitis, myślę sobie o tym, jak to dobrze mieć wokół siebie ludzi bliskich, dobrych i pomocnych. Takich, co i pośmieją się wspólnie, i posłuchają, i doradzą, i z ciasta nożykiem wykroją. A czasem i z bagna za uszy wyciągną.

Tak jak mnie przez ostatni tydzień - bo upadłam i potłukłam się porządnie, i sama nie dałabym rady wstać. Ale jak tak leżałam na ziemi przerażona, zobaczyłam, jak wokół mnie wyciągają się ręce pomocne. Jedne wręczały mi Biblię, inne wino i pastę z sera feta i ajwaru, inne jeszcze - po prostu swoją uwagę i serce, a wszystko to było na wagę złota. I za to wszystko bardzo dziękuję - tym, którzy są w moim życiu i tyle dobra w nim czynią, i Bogu, że ich stawia na mojej drodze.

A podstępny przepis na pierniczki brzmi tak: 


za gwiazdą podąża jeden z Trzech Mędrców, zdobiony przez Małżonka

Składniki i ich ilość:


  • 1,5 kg mąki
  • 3 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 0,5 kg margaryny
  • 0,5 kg miodu
  • 0,5 kg cukru
  • 1-2 łyczeczki cynamonu
  • 1-2 łyżki kakao
  • łyżka dżemu
  • paczka przyprawy korzennej (albo dwie)
  • 6 jaj




Sposób przygotowania:

Mąkę wsypać do miski i wymieszać z sodą. W rondlu rozpuścić margarynę, miód, cukier. zagotować i dodać przyprawy oraz korzenie, dżem. Wlać gorące do mąki i wymieszać.
Po wyrobieniu ciasta dodać 6 całych jaj (ciasto może sobie przedtem postać, bo gęstnieje samo w miarę stygnięcia miodu).

Rozwałkować na grubość 1 cm, wycinać pierniczki nożem albo foremkami albo szklanką. Blachę wysmarować/wyłożyć papierem do pieczenia, piekarnik nagrzać do 200 stopni i piec ok. 10 minut - jeśli dwie blachy naraz, to nieco dłużej.
Można zamykać w pojemniku żeby nie wysychały zbyt szybko, ale prawdę powiedziawszy to nie ma znaczenia jeśli się je zrobi na prawdziwym miodzie:) Żeby były twardsze wałkować bardziej cienko. Ozdabiać wg własnej fantazji.

Komentarze

  1. I takie domy lubię- takie, ktore kontynuowałyby tradycje :) I na takie domy u moich dzieci liczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Mader: Och, mi też marzą się takie domy u moich dzieci. I takie, w których kontynuowanie tej tradycji daje autentyczną radość i poczucie wspólnoty :) Taka radość i takie poczucie ja mam :)

      Usuń
  2. My niestety mamy małą rodzinę, więc tradycja pierniczków tylko w naszym gronie. W tym roku piekłam sama z Glusiem. Maja przejęła ode mnie pałeczkę przy dekorowaniu. Piszesz, że spotkało Cię coś nieprzyjemnego. Dobrze, że nie upadłaś do samej ziemi. Czasem wystarczy drobiazg, aby "nie upaść za daleko". Czytam teraz Hołownię (Holyfood). Podbudowuję się czytając. Niby nic, a jednak :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Brommba: Nas, jak widzisz, też niewiele, ale liczy się jakość, nie ilość przecież :)

      Wiesz, mnie nie tyle spotkało coś nieprzyjemnego, co sama siebie nieprzyjemnie spotkałam ;) Dlatego teraz czytam to:
      http://lubimyczytac.pl/ksiazka/177680/rozwoj-jak-wspolpracowac-z-laska

      I też się w pewien sposób podbudowuję :)

      (i tak, jestem luteranką, która czyta katolickie książki i słucha dominikańskich rekolekcji, o ;) ).

      Usuń
    2. Nie widzę nic zdrożnego w tym, aby luteranka czytała MĄDRE katolickie książki. Ja niby nadal jestem katoliczką, a wielu katolickich publikacji nie dotykam nawet przez chusteczkę ;) Za to Dominikanów wielu sobie cenię. Z łezką w oku wspominam czas, kiedy mieszkaliśmy w Zielonce i chodziłam na Mszę dla Spacerowiczów na ul. Freta. Często miał wtedy kazania o. Wojciech Prus. Pamiętam je do dzisiaj. Mądrych ludzi nigdy za wiele. I nieważne jakiego wyznania. Prawda jest uniwersalna.

      Usuń
    3. Czyżby w Zielonce pod Warszawą? I Dominikanie na Freta w Warszawie? Bo u nich to nawet świadkiem chrztu mego chrześniaka byłam :) Bardzo byli mili i poprosili mnie o czytanie Pisma podczas chrztu, skoro jestem protestantką (Sola Scriptura ;) ).

      Usuń
    4. Tak, Kochana! W tej Zielonce. 2 lata tam pomieszkiwalim.

      Usuń
    5. A ja w Wołominie mieszkałam lat 11 i przejeżdżałam przez Zielonkę w drodze do szkoły! :D Ciekawe, czy wtedy tam mieszkałaś :)

      Usuń
    6. To były chyba lata 2002-2004.

      Usuń
    7. To w tym czasie jak najbardziej jeździłam przez Zielonkę :) Zobacz, byłyśmy tak blisko siebie, nic o tym nie wiedząc! :)

      Usuń
    8. Jak się głębiej zastanowić, to chyba pamiętam ten dzień, kiedy siedziałaś koło mnie w autobusie linii "W" spod DT Centrum ;))))))

      Usuń
    9. @Brommba: Tak, jeździłam tym autobusem! Więc myślę, że dobrze pamiętasz ;)

      Usuń
  3. eeem, ja tu nie chce psuc klimatu, ale Mędrzec to raczej tak wyglada, jakby na jakie techno-party sie wybieral :) zaprawde, niezly outfit!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Diabeł-w-buraczkach: Małżonek ma talenta plastyczne ;) No, może nie aż takie jak Ty, że aż w buraczkach, ale ma ;)

      Usuń
  4. Ja pierniczę! ;> Chyba mam w głębi duszy coś z luteranina, bo uwielbiam wspólnie pracować. Współczuję upadku i życzę szybkiego pozbierania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @DodoTheBird: Jużem pozbierana w miarę :)

      A etos pracy podobno jest bardzo protestancki, ale no, nie przywłaszczam go sobie ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni