O tym, że nie mam czasu, który mam


Nie pamiętam, jak dokładnie brzmiało to zdanie, ale napisał je w  swoim „Ostatnim rozdaniu” Wiesław Myśliwski. Napisał mniej więcej tak, że każdy z nas chciałby żyć dłużej. Że mamy wrażenie, że nam życia, czasu nie starcza. A jednocześnie nawet gdyby dać człowiekowi dwa razy tyle życia, to i tak czułby, że nie zdążył z czymś i że swój czas zmarnował.

Coś w tym jest.

Mogłabym powiedzieć, że nie mam czasu - i byłaby to prawda. Ale nie do końca w takim sensie, w jakim się to potocznie rozumie. Bo to nie o to chodzi, że ja mam „zbyt mało czasu” - choć owszem, takie właśnie mam poczucie na co dzień. Że mi czasu brakuje. Ale kiedy się nad tym chwilę zastanowię, okazuje się, że brakuje mi nie tego czasu, którego nie mam, ale tego, który mam właśnie. W takim sam sposób, jak dwojgu ludzi może brakować siebie nawzajem, mimo iż żyją razem pod jednym dachem, śpią w jednym łóżku, wychowują dzieci - ale nie wspólnie, tylko obok siebie. Tak i ja z moim czasem - tak często obok siebie, chociaż nieustannie razem. Nie „mam” swojego czasu, bo go zwyczajnie nie umiem „wziąć”.

Zdarzyło się ostatnio, że mąż z Dziobalindą poszli na spacer, a Giganna poszła spać. Miałam dla siebie całą godzinę - raj dla pracującej matki! Eldorado! I jedyne, na co mnie było przez tę godzinę stać, to nerwowe poczucie, że nie wiem, co ze sobą zrobić. Że może to, a może tamto, a może jednak coś innego. Jakbym, za przeproszeniem, siadła na tyłku i gapiła się w okno, na pewno lepiej bym tę godzinę wykorzystała. Ale nie - straciłam ją bezpowrotnie.

Tracę czas w pracy, gdy próbuję zrobić kilka rzeczy na raz (pilne! ważne! szybko!) zamiast skupić się na jednej. Tracę czas w domu, gdy próbuję jednocześnie robić obiad, rozmawiać z mężem, rozmawiać z Dziobalindą i zabawiać Gigannę. Tracę czas, gdy idę rano do metra i w głowie układam sobie listy „do zrobienia”, odbywam nieodbyte rozmowy telefoniczne, martwię się na zapas albo z martwienia się zaległości odrabiam.

Mam czas, kiedy idziemy z Dziobalindą i Giganną na spacer i przez dwie godziny obserwujemy ślimaki. Mam czas, gdy kroję warzywa - pisałam już kiedyś, że jestem totalnie zboczona na punkcie warzyw. Mam czas, gdy w pracy wciągnie mnie jakieś zadanie i skupiam się tylko na nim. Mam czas, gdy w drodze rano do pracy patrzę na liście na drzewach i na ludzi, którzy tak jak ja do pracy idą. Mam czas, gdy piję kawę i gdy to piszę, bo lubię pisać (choć nie powinnam się do tego przyznawać, bo już Magdalena Samozwaniec twierdziła, że tylko grafomani lubią pisać - no trudno, i tak nie mogłam tego długo ukrywać!).

Byłby idealnie, gdyby umiała mieć swój czas przez cały czas. Póki co mam go tyle, ile jestem w stanie dosięgnąć - lepsza godzina w garści, niż rok na dachu? No lepsza.

Czego sobie i Wam życzę - jak najwięcej godzin w garści!

Komentarze

  1. Ale Ty pisz! Pisz koniecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. @Broszki: No będę, jak na grafomankę przystało :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Synafio, cóż za piękny wpis o czasie! Co bardziej zastanawiajace- ja robiąc na raz kilka rzeczy, nie mam poczucia braku czasu. Jakiegoś chaosu, zabiegania, owszem. Ale czy dobrze wykorzystałam czas- widzę po ilości zrobionych rzeczy. Ale najmilsze chwile z czasem- to te same, które i ty lubisz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A. Może dobrze nie piszę, ale zawsze dużo czytałam. Ten wpis nie jest grafomański, wierzaj mi dziewczyno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Mader: Dziękuję! :)

      Ja mam tak, ze nie cieszy mnie ilość zrobionych rzeczy, jeśli nie wykonałam ich świadomie - jeśli w pospiechu zgubiłam skupienie na tych rzeczach. A skupić się umiem tylko na jednej naraz. Ale może kiedyś nauczę się skupiać na kilku :) Ty masz tyle na głowie i dajesz radę, więc jestem pewna, że wychodzi Ci to sto razy lepiej ode mnie :)

      Usuń
  5. Mam to samo. Przez ostatnie pół roku zajmowałam się wnuczkiem po osiem godzin dziennie, wracałam umordowana do domu i myślałam, jak to będzie wspaniale mieć mnóstwo wolnego czasu, bo wakacje (synowa pracuje w szkole). I teraz niby mam ten czas, a tak mi przez palce przecieka, że aż mnie to przeraża...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ewarub: No mi też niestety tzw. "czas wolny" przecieka przez palce. Nie wiem, czemu tak jest - czy tak się przyzwyczajamy do życia w rytmie licznych obowiązków, że potem nie umiemy się odnaleźć w wolnej od nich przestrzeni?

      Ale mimo to życzę udanych wakacji! Takich z zanurzeniem się w chwili i w słońcu, i w zieleni :)

      Usuń
  6. Bożena zawsze myślała, że robiąc w kopalni swojej (znaczy się w pracy) kilka rzeczy na raz, to nie traci czasu, ale go oszukuje i mnoży. Widać ma coś do solidnego przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Sekretarka Bożeny: A może po prostu Bożena wymiata i umie się skupić na kilku rzeczach na raz? ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ziewająca dziewczynka

O jesieni